W sieci znajdziemy całą masę cytatów dotyczących motywacji. Jedne pochodzą od ludzi biznesu, inne od filozofów. Jest to jedno z tych zagadnień psychologii, które śmiało można nazwać kontrowersyjnym. Słyszymy, że trzeba cisnąć do przodu i nie oglądać się na innych, a z drugiej strony, że grunt to mieć mentora i nie iść po sukces samemu. To sprawia, że mamy wiele trudności ze zrozumieniem swoich potrzeb i znalezieniem złotego środka w temacie motywacji.
Osobiście wierzę, że nie ma motywacji bez zaufania do samego siebie i dotrzymywania obietnic złożonych przed samym sobą i ludźmi wokół. A jak tego dokonać? Klucz do sukcesu leży w umiejętności wyznaczania terminów. Takich, których będziemy się trzymać, które dla nas samych będą ważne i znaczące. W tym artykule poruszymy temat wyznaczania sobie terminów, które chcemy osiągać, by wspierać wyznaczone sobie cele.
Zapytam tak brutalnie szczerze: jak to jest u Ciebie z tym wyznaczaniem sobie terminów i dotrzymywaniem obietnic? Czy czujesz, że potrafisz to zrobić? Zanim jeszcze zaczniemy pracować nad umiejętnością wyznaczania terminów, przemyśl jak to wygląda u Ciebie: jaki masz stosunek do terminów? Czy są pomocnym narzędziem w Twoich rękach, czy raczej źródłem niepowodzeń?
Osobiście obserwuję fenomen końca roku i postanowień noworocznych jako taki “termin” dany nam z góry. Często kusi nas wizja nowego początku i zaczęcia roku “z przytupem”. To właśnie wtedy mamy ambicję na zrzucanie wagi, uczenie się nowych rzeczy, zdrowszy tryb życia i czytanie jednej książki na tydzień. To taki deadline dla wszystkich z nas. Krytyczny, jasny i ustalony na sztywno. Koniec roku to czas podsumowań i nowych sił. A co gdyby tak nie czekać grudnia?
W jaki sposób ogarnąć te terminy? Potrzeba trzech kroków. Krok pierwszy to pytanie: Dlaczego ważne jest, by wykonać zadanie do tego dnia? Myślimy nad ważnością zadania. Zaskakująco często ludzie wyznaczają terminy na bazie preferencji, czy też zupełnie arbitralnych argumentów. Nie ma w tym żadnego uzasadnienia wynikającego z trudności czy czasochłonności zadania przed którym stoją.
To problem z dwóch powodów. Po pierwsze: jeśli pracujesz z innymi, oni będą negocjować wyznaczoną datę, będą kwestionować termin jaki dostali. Z drugiej strony, ciężko będzie Ci “dowieźć” skoro przed samym sobą przyznasz, że ten termin w sumie można przeciągnąć i nic się nie stanie. Dlatego tak ważne jest, by przeanalizować zadanie i wyznaczyć małe kroki wraz z uzasadnionym terminem na końcu każdego etapu.
Krok drugi to pytanie: co by się stało gdyby zadanie (jako całość) nie zostało wykonane do wyznaczonego terminu? Ten krok to trochę taki crash-test i chodzi też o przemyślenie pilności celu. Warto zaobserwować jak kluczowy jest cel dla szerszego kontekstu. Gdy zdamy sobie sprawę, że nie ruszymy z miejsca bez tego elementu, mamy niezły zastrzyk motywacji gwarantowany.
Skoro robimy test zderzeniowy, to dobrze jest też przemyśleć wszystkie te rzeczy, które mogą pójść nie po naszej myśli. Chodzi o czarne scenariusze, na które dobrze się przygotować. Jaki jest poziom skomplikowania zadania, czy potrzebuję zasobów do jego ukończenia? Czy może potrzebuję pomocy innych ludzi? I w końcu: czy mam elastyczność i wolną rękę w tym obszarze zadania? Może wszystko pójdzie jak z płatka, a może uratujemy zadanie przez przemyślenie pilności i przygotowanie się na różne ewentualności. Polecam odpowiedzieć sobie na te pytania.
Trzeci krok to: wyznacz realistyczną dla siebie datę i się jej trzymaj. Tutaj mamy dwie pułapki. Z jednej strony mamy słowo “realistyczny” - chodzi więc o to, że termin powinien korespondować z naszym stylem życia w danym momencie, “poziomem zabiegania”. Często widzę ambitne założenia i niezbyt odległe w czasie terminy (zwłaszcza, gdy wyznaczyła je osoba o bardzo napiętym grafiku). Do tego problemu wrócimy jeszcze za chwilkę.
Druga pułapka to kwestia trzymania się terminu. To jest ta obietnica dana samemu sobie, ale też ludziom wokół. Jeśli sami zawiedziemy, oni też nie będą traktować naszych słów, deklaracji (i co za tym idzie terminów) poważnie. Zaufanie do siebie budujemy przez małe sukcesy i można to osiągnąć przez trzymanie się obietnic danych sobie i innym. Nie ma nic lepszego jak nieprzekraczalny deadline, by podbudować swoją pewność siebie i zaufanie do samego siebie. Gdy zaczniemy od mniejszych zobowiązań, będziemy powoli wspinać się na tę "górę zaufania do siebie".
A co jeśli ćwiczenie dotrzymywania obietnic nie idzie nam najlepiej? Wyznaczamy termin za terminem i nie jesteśmy w stanie dotrzymać ani jednego? Tutaj warto zdać sobie sprawę, z tego że dotrzymywanie terminów to praktyczna umiejętność jak każda inna. Żeby się nauczyć, trzeba się potknąć. Najważniejsze jest jednak to, co po potknięciu robimy - czy mówimy sobie: "terminy nie są dla mnie, nigdy więcej!", czy może zastanawiamy się, co zawiodło?
Refleksja o tym jak wyglądał nasz grafik 72 godziny przed ukończeniem terminu może być kluczowa. Eksperci produktywności mówią, że nasz dobrostan jest rezultatem tego właśnie przedziału czasu. Czy dobrze spaliśmy, jedliśmy, czy mieliśmy czas na odpoczynek? Czy może pędziliśmy na złamanie karku, walcząc z przeładowanym grafikiem i obowiązkami dnia codziennego?
A jeśli termin znowu zawiódł? Planujmy jeszcze mniejsze kroki, rozbijmy cel na jeszcze mniejsze kawałki. Droga do zaufania względem samego siebie składa się z bardzo (bardzo!) małych kroczków i terminów im towarzyszących.
Jeśli chcesz planować bardziej realistycznie, polecam Ci obejrzeć odcinek na moim kanale, który przedstawia bardzo prostą technikę - Audyt Dnia https://youtu.be/EBgkL6B1Zi8
Mam nadzieję, że przyjdzie Ci z pomocą.